Nie pisałam, ale byłam chora. Zresztą dalej jestem. Już Ewelina na mnie krzyczy, że nie piszę więc macie i się cieszcie ;)
Rozdział 1 (część 2)
-Dziękuję-powiedziała nieznajoma.
Cassandra zniknęła a po minucie szła na czele ośmioosobowego zbiorowiska.
-To ona-oznajmiła triumfalnie.
-O co chodzi?-zapytałam zaniepokojona- Jestem Wam coś winna?
-Tak jakby-zaśmiał się wysoki brunet z tyłu. Był nienaturalnie blady i przystojny. Jego duże oczy miały blado-czerwony kolor.
-Anthony! Ogarnij się! -Krzyknęła na niego jakaś niska i pulchna szatynka.
-Anthony, Amelia cicho!-zganiła ich dziewczyna na którą wpadłam.
Umilkli natychmiast. Nie byłam osobą płochliwą, i miałam zamiar tam stać, dopóki te dziwolągi, wszystkiego mi nie wyjaśnią.
-Szereg proszę!-ustawili się w szeregu- Ty jesteś Melody? -upewniła się moja podobizna.
Przytaknęłam.
-Dobrze. Ja mam na imię Avenlly, ale mówią na mnie Avalon. My-pokazała na szereg ludzi za sobą- My nie jesteśmy ludźmi.
-Śmieszna jesteś. Jak to "Nie jesteśmy ludźmi"? To czym jesteście? Tymi wszystkimi postaciami z moich książek? Duchami, Czarownicami, Medium, Zmiennokształtnymi i Demonami? Czymś takim jesteście?
-My, Melody.
-Jakie my? Może jeszcze mi powiedzcie, że ja też jestem...-zamarłam wpół słowa.
-Mel?-zaniepokoiła się Avalon.
-To...jest niezwykłe. Właśnie spełnia się moje marzenie. Moja pewność, którą miałam przez całe życie. Właśnie widzę jak się sprawdza. W szóstej klasie. Byłam pewna, że mam jakieś paranormalne moce.-wyznałam i nagle nabrałam pewności, co do prawdziwości jej słów. Nauczyłam się ufać przeczuciom, i poddałam mu się całkowicie. Avalon z uśmiechem podeszła do szeregu, i stanęła na jego początku.
-Avalon-powiedziała.
-Anthony-przedstawił się ten wysoki, blady chłopak. Ma takie czerwone oczy.
-Amelia-rzekła szatynka, która wcześniej uciszała Anthonego.
-Cassandra-uśmiechnęła się ta dziewczyna z powietrza.
-Collin-powiedział sztywno niebieskooki blondyn.
-Cassie-przedstawiła się wesoło niebieskooka blondynka. Musi być siostrą Collina. Są jak dwie krople wody.
-Joshua. -rzekł cicho czarnowłosy, granatowooki, wysoki chłopak.
Popatrzyłam teraz na ostatnią osobę w szeregu. Zmarłam. To niemożliwe. To nie może być on.
Uśmiechnął się najpiękniejszym uśmiechem świata. Tym samym który przypominałam sobie gdy było mi smutno.
Podeszłam do niego, i mocno go przytuliłam.
-Pamiętasz mnie.- rzekł z nadzieją.
-Prawdziwych przyjaciół nigdy się nie zapomina Charlie.
-Po czym mnie poznałaś? Przecież ostatnio widzieliśmy się w czwartej klasie.-nie dowierzał.
-Oczy. Nikt na całej Ziemi nie ma równie zielonych oczu. Widywałam ich już wiele, ale twoje poznam zawsze.
-Uuuuuu! Parka nam się kroi!-zawołał Anthony. Amelia zgromiła go wzrokiem.
-Skąd wy się znacie?-zapytała Avalon.
- Z podstawówki. To właśnie Charlie w czwartej klasie opowiedział mi o magii, o aurach, mocy żywiołów. Pamiętam, że pożyczył mi Przyrodnią Prawdę. To była moja pierwsza powieść fantasy. Od tamtej pory nie rozstaję się z książkami, i zajmuję się paranormalnymi rzeczami. Dzięki niemu nie myślę ciągle o ciuchach i chłopakach jak moja siostra.
-Anabelle-syknął ze złością Joshua.
-Co z nią nie tak? A poza tym, skąd znasz jej imię?-zdenerwowałam się. Co ten koleś ma do Anabelle?
-Nie czas, i nie miejsce.-uspokoiła mnie Avalon.
Usiadłam na trawie, a reszta poszła w moje ślady. Siedzieliśmy w kółku, tak samo, jak siada się w przedszkolach kiedy śpiewane są te głupawe piosenki o biedroneczkach.
Przyjrzałam się uważnie każdemu z nich. Zatrzymałam wzrok na Charliem.
-Ja...ja was znam.-powiedziałam.
#####################
Mam dziś za dużo energii, więc dodam jeszcze przynajmniej częściowo 2 rozdział. Cieszymy się!!! Jiiip!!!
Love,
Mara.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz